Dusza apteki

 6 minut

autor: dr n. farm. Maciej Bilek
aptekarz, miłośnik i popularyzator receptury aptecznej

Do nielicznych bowiem należą już placówki, w których wytwarzane są leki recepturowe. Aptekarze zwykli obarczać winą za ten stan rzeczy warunki ekonomiczne, lekarzy, hurtownie farmaceutyczne… Powszechne jest twierdzenie, że apteczna receptura musi umrzeć, że czasy, gdy była potrzebna i – przede wszystkim – opłacalna, już dawno minęły. Prawda jest tymczasem inna: winę za opisywany stan rzeczy ponoszą przede wszystkim aptekarze! To niestety środowisko aptekarskie oddaje na naszych oczach bez walki swoją bodaj najważniejszą redutę: apteki, jako miejsca, gdzie lek powstaje, gdzie jest wytwarzany, gdzie sprawdza się wiedza i aptekarskie rzemiosło.

Wizja apteki, w której mamy dostępny pełny asortyment leków, ale leków wyłącznie gotowych, apteki, w której wzorowo prowadzona jest opieka farmaceutyczna, jest pociągająca, ale… niepełna. Tkwi w niej ponadto szereg pułapek. Pacjenci są obecnie coraz lepiej wyedukowani, a – przyznajmy się! – przypadki, gdy pacjent wie więcej od pracującego za pierwszym stołem farmaceuty, są coraz częstsze. Nie jesteśmy i nie będziemy wszechwiedzący – w dobie fachowej informacji dostępnej w sieci internetowej istotnie: każda inteligentna osoba w ciągu jednego popołudnia może zdobyć na temat konkretnego schorzenia wiedzę większą, aniżeli my często wynosimy w pamięci ze studiów uniwersyteckich… Nikt natomiast, podkreślmy to – nikt nie zastąpi aptekarza przy wytwarzaniu leków recepturowych! Dlatego właśnie tej – nieprzypadkowo użyłem tego twierdzenia – reduty nie wolno nam, nie wolno środowisku aptekarskiemu oddać bez walki. Gdyż właśnie receptura jest „duszą apteki”.

To receptura jest miejscem, gdzie kunszt aptekarza realizuje się w najpełniejszej i najpiękniejszej postaci. To tylko na recepturze jesteśmy jako farmaceuci niezastąpieni! Być może wielu Czytelników „Farmacji Praktycznej” przyzna powyższemu wywodowi częściowo rację, wysuwając od razu klasyczny argument przeciw recepturze: „To się nie opłaca”. Jednak każdy, kto na własne – choćby najmniejsze – przedsiębiorstwo patrzy w sposób dalekowzroczny, argument ten bardzo łatwo obali. Wiemy doskonale, że o pozycji firmy decyduje wiele względów. Jej prestiż i autorytet pracowników jest niezwykle ważny. W przypadku apteki – można powiedzieć, że najważniejszy. Apteka w której pacjent wyłącznie kupuje lek, nie buduje swojej pozycji, chyba że konkurencją cenową, poniżającą dla naszego farmaceutycznego posłannictwa. Pacjenci mogą przekomarzać się, udowadniać, że wiedzą lepiej, mogą wybrzydzać na ceny, odejść wreszcie po wygłoszeniu kilku nieprzychylnych komentarzy na temat braku oferty promocyjnej… W aptece, w której lek jest wytwarzany, budujemy tymczasem autorytet tego miejsca. Pacjent powierza nam wykonanie leku, który następnie będzie stosował. Obdarza nas zaufaniem, którego – wykonując poprawnie dany lek recepturowy – nie możemy przecież zawieść. Tu już nie ma miejsca na dyskusje na temat cen „u nas” i w aptece „za rogiem”. Powstaje dystans, którego pacjent nie będzie próbował przekroczyć. Każdy ma w tej sytuacji swoje miejsce, a z pewnością my, jako farmaceuci, jesteśmy w niej w sposób oczywisty uprzywilejowani! Wielu aptekarzy i powyższemu argumentowi przyzna rację, potwierdzając, że oczywiście prestiż apteki jest niesłychanie ważny, przy czym najważniejsze jest to, by „związać koniec z końcem”. A dostosowanie apteki do prowadzenia pełnowymiarowej receptury kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych. Oczywiście, ale zacząć można znacznie skromniej, od podstawowych preparatów recepturowych. Loża z nawiewem laminarnym, miksery recepturowe, kapsułkarki mogą stanowić kolejne etapy rozwoju naszej receptury, pod warunkiem oczywiście, że sama na siebie zarobi bądź też z rozeznania miejscowego rynku wynikać będzie, że recept z antybiotykami w składzie będzie do naszej apteki trafiać dużo.

Strony: 1 2