Sposób na oszusta

 7 minut

 

mgr farm. Aneta Rozumecka
farmaceutka z Poznania

W mojej aptece już od ponad roku nie można zamówić leków inaczej, niż stając przy okienku i okazując ważną receptę. Gdy nawet wtedy nie mam pewności, że pacjent wykupi lek, to proszę go o zadatek. W zależności od ceny leku, jest to od 10 do 50 proc. wartości specyfiku. Odkąd wprowadziłam takie zasady tylko raz zdarzyło się, że pacjent nie wykupił specyfiku, ale tylko dlatego, że zasłabł i został odwieziony do szpitala. Wcześniej, gdy była u mnie możliwość zamawiania leków telefonicznie, wiele razy zdarzało się, że pacjenci nie stawili się po odbiór medykamentu. Na szczęście większość leków udało mi się później sprzedać, ale część straciła ważność i musiałam je wyrzucić. Nie wiem ilu z pacjentów było oszustami, a ilu po prostu zrezygnowało z zakupu zamówionego leku, bo na przykład znaleźli gdzieś możliwość kupienia go taniej. Jednak straty z tego tytułu były na tyle znaczne, iż stwierdziłam, że mi się to nie opłaca. Rozumiem, że jest to pewna niedogodność dla pacjentów, bo muszą przychodzić do apteki dwa razy, by zakupić lek, ale nie miałam innego wyjścia. Moja apteka musi na siebie zarabiać bo inaczej zbankrutuje. Możliwość zamawiania leków przez telefon przynosiła mi więcej strat niż zysków. Zaprzestanie tej działalności było czysto biznesową decyzją.

mgr farm. Zofia Baranowska
farmaceutka z Warszawy

Słyszałam, że istnieje proceder naciągania aptek przez nieuczciwych przedstawicieli, ale osobiście się z tym nie spotkałam. Zdarzało się co prawda, że pacjenci nie odbierali wcześniej zamówionych środków, jednak nie wydaje mi się, że było to celowe działanie. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że ryzyko oszustwa istnieje, a teraz jest ono jeszcze większe niż kiedyś. Dlatego przyjęliśmy zasadę, że można u nas zamówić leki tylko wtedy, kiedy pacjent osobiście stawi się w aptece lub przyśle kogoś z receptą. Wydaje mi się, że taka polityka skutecznie zabezpiecza nas przed próbami oszustwa. Przedstawiciel handlowy raczej nie będzie ryzykował i osobiście zamawiał leku, którego potem nie odbierze. W ten sposób straciłby klienta i na dłuższą metę jego biznes na pewno by na tym ucierpiał, bo przecież nikt nie chciałby więcej z kimś takim współpracować. Mało tego, poinformowałabym znajomych, by wystrzegali się przed nim. Nasze środowisko może nie jest zbyt małe, ale prawie każdy każdego zna. Dlatego taka antyreklama sprawiłaby, że nie tylko przedstawiciel handlowy byłby „spalony”, ale także i jego pracodawca. Bez wątpienia oznaczałoby to dla niego bankructwo.

mgr farm. Tadeusz Kowalczyk
farmaceuta spod Krakowa

Oczywiście, że słyszałem o przedstawicielach handlowych, którzy naciągają apteki, podając się za pacjentów. Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że sam padłem ich ofiarą przynajmniej dwa razy. Niby człowiek sobie mówi, że już nigdy nie przyjmie zamówienia telefonicznie, ale za każdym razem, jak przychodzi co do czego, to „mięknie”. Bo jaktu nie zachować się po ludzku, kiedy słyszy się w słuchawce błagalny głos proszący o zamówienie leku, jednocześnie przekonywujący, że nie może się osobiście pofatygować do apteki z różnych ważnych powodów. Przecież my nie sprzedajemy pończoch tylko leki ratujące życie. Gdybym odmówił i potem dowiedział się, że przez moją nieustępliwość komuś pogorszył się stan zdrowia albo nie daj Boże osoba by zmarła, to nie wiem jak bym się zachował. Wolę już zaryzykować te parę groszy, niż żyć z perspektywą, że z mojej winy ktoś ucierpiał. Wiem, że prowadzenie apteki to biznes i trzeba patrzeć na ryzyko zysków i strat, ale ja jestem człowiekiem starej daty i pieniądze nie są dla mnie najważniejszym celem w życiu. Na farmację poszedłem, by ratować zdrowie i życie moich pacjentów, dlatego staram się więc przede wszystkim działać w taki sposób, by nikomu nie zaszkodzić. A jeśli czasami jestem na tym stratny, to cóż, bywa.

mgr farm. Paweł Gołębski
farmaceuta z Przemyśla

Jak się prowadzi własny biznes taki jak apteka, to zawsze będą się znajdować jakieś nieuczciwe osoby, chcące naciągnąć cię na pieniądze. Najważniejsze, to o tym pamiętać i nie ufać do końca ludziom. Ja mam sposób na naciągaczy telefonicznych, który sprzedał mi mój brat pracujący w policji. Jeśli ktoś do mnie dzwoni, by zamówić lek czy też w innej biznesowej sprawie, a ja wyczuwam, że coś jest nie tak, zawsze rzucam takie zdanie: „A numer do Pana/Pani jest ten, który mi się wyświetlił?” Jeśli to oszust, to przed wykonaniem telefonu zawsze się stara zrobić tak, żeby numer był niewidoczny. Jeśli słyszy w słuchawce, że mimo jego starań potrafię go namierzyć, wpada w panikę. Wtedy w słuchawce zapada chwila ciszy. To dla mnie znak, że coś jest nie tak. Przecież każdy, kto dzwoni w dobrej wierze, na tak postawione pytanie natychmiast by odpowiedział. Oszust musi się zastanowić, bo nie chce być przecież namierzony. Najczęściej potem wycofuje się z zamówienia twierdząc, że może jednak osobiście wpadnie do apteki, albo że cena jednak jest za wysoka. Od dwóch lat stosuję tę metodę i jak do tej pory nie miałem z oszustami żadnych problemów.

mgr farm. Małgorzata Twardowska
farmaceutka z Rzeszowa

Oczywiście, że słyszałam o oszustach podających się za pacjentów. Cały Rzeszów o nich słyszał. Jesteśmy pewni, że to przedstawiciele małych hurtowni, którzy w ten sposób próbują sobie dorobić. Dlatego wystrzegam się współpracy z jakimiś firmami-krzakami. Najlepiej jest robić interesy z dużymi, sprawdzonymi instytucjami. Z nimi zawsze można się porozumieć, nie ma problemu ze zwrotem towaru, rozłożeniem spłaty na raty, itp. A małe firmy – nic, tylko patrzą, jak cię oszukać. A nie daj Boże spóźnij się z zobowiązaniem o kilka dni, od razu straszą sądem i nie chcą w ogóle słuchać wyjaśnień. Dlatego moja rada to unikać ich jak ognia. Mam stałych dostawców od lat. Są to duże firmy i nie mam kłopotów z oszustami, a ci, co szukają okazji do szybkiego zarobku, potem mają dziwne telefony. W biznesie trzeba stawiać na zaufanych ludzi.