Atak podróbek

 7 minut

Katowice. Do szpitala trafia mężczyzna w śpiączce, chory na cukrzycę. Lekarze przez trzy dni walczą o jego życie. Wreszcie pacjent odzyskuje świadomość. Po rozmowie lekarze upewniają się, w tym, co podejrzewali od początku. Mężczyzna zażył insulinę, którą zakupił przez Internet. Jak sam tłumaczył, skusiła go cena. Była o połowę niższa niż ta w aptece. Gdy listonosz przyniósł mu paczkę, znalazł w niej opakowanie z lekami i dokładnie je obejrzał. Wygląd nie wzbudził jego podejrzeń. Opakowanie nie różniło się niczym od tych kupowanych w aptece. Niestety, fałszerze w podrabianiu składu nie byli już tak dokładni, czego mężczyzna omal nie przypłacił życiem.
Warszawa. Pogotowie interweniuje u starszej kobiety, która skarży się na ból serca. Podczas wywiadu lekarz dowiaduje się od niej, że od kilku dni zażywa leki, które kupiła na stadionie. Handlarz zapewniał ją, że świetnie działają na nadciśnienie i są o wiele tańsze od tych, które przepisał jej lekarz. Jak mówił, składem niemal się nie różnią. Mylił się.
Gdańsk. Do lekarza zgłasza się młody mężczyzna z ostrą niestrawnością. Badanie wykazuje, że pacjent ma w organizmie spore ilości różnego rodzaju środków chemicznych. Skąd się tam wzięły? Niewiadomo. Pacjent nie chce wiele mówić. Dopiero gdy rodzice z obawy o swoje zdrowie chcą przeprowadzić badanie ujęcia wody, mężczyzna przyznaje się, że przed wystąpieniem objawów zażył kupiony przez Internet środek na potencję. Jak mówi, chciał w ten sposób zaimponować swojej dziewczynie. Lekarze oddają jedną z kupionych przez niego tabletek do analizy. Okazuje się, że oprócz dużej ilości talku, w skład specyfiku wchodzą pochodne amfetaminy.

Setki „Medyków” w sieci

To tylko kilka zarejestrowanych w ciągu ostatnich tygodni przykładów na to, jakie skutki niesie za sobą zażywanie podrobionych leków. Ile osób przez nie zmarło? Niewiadomo, ponieważ nikt nie prowadzi takich statystyk.Jedno jest pewne, kryzys spowodował, że coraz więcej pacjentów szukając oszczędności, szuka podobnych okazji i ryzykuje własne zdrowie i życie. Dla kilku złotych zachowanych w portfelu gotowi są nabywać specyfiki z niepewnych źródeł. Na szczęście stosunkowo rzadko proceder ten dotyczy leków ratujących życie. Za to w przypadku leków na potencję, preparatów odchudzających czy wszelkiego rodzaju odżywek jest to nagminne. „Medyk”. Takim pseudonimem podpisuje się człowiek oferujący w Internecie popularny środek na potencję oraz jeden z najmodniejszych dziś na czarnym rynku preparatów na chudnięcie, który został wycofany ze sprzedaży, ponieważ powodował depresję. Rozprowadzający je w sieci „Medyk” nie ma żadnych wyrzutów sumienia.
– Jestem studentem medycyny i oferuję sprawdzone leki – tłumaczy. – Sprowadzam je z Chin. Tam są produkowane w normalnych laboratoriach, z zachowaniem ścisłych procedur bezpieczeństwa. Są tańsze, bo tamtejsi producenci nie nakładają na nie tak wysokich marży. Absolutnie nikt na tym nie traci, oprócz koncernów farmaceutycznych – zapewnia „Medyk”.
Policja uważa, że takich osób jak „Medyk” mogą być nawet setki. I, jak przyznaje, robi wszystko, by ich wyeliminować.
– Stale monitorujemy targowiska i Internet – zapewnia komisarz Krzysztof Hajdasz z Komendy Głównej Policji. – Jeśli tylko namierzymy taką osobę, natychmiast jest ona zatrzymywana, a towar przez nią rozprowadzany konfiskowany.

Cement w środku na potencję

Rzeczywistość nie jest jednak tak różowa. Funkcjonariuszom brakuje ludzi, sprzętu i przede wszystkim pieniędzy na penetrowanie czarnego rynku farmaceutyków. Od czasu do czasu zdarzają się, co prawda, pojedyncze zatrzymania, do których dochodzi zwykle w wyniku obywatelskiego donosu. Taką udaną akcją był nalot policji na bazar we Wrocławiu w 2008 r. Sprzedawano tam podróbki popularnego leku na potencję, które, jak się później okazało, zawierały… cement. Klientami dystrybutora fałszywych, pomalowanych na niebiesko pigułek, było ponad tysiąc mężczyzn z terenów Dolnego Śląska. Tymczasem, nawet jeśli policji uda się zatrzymać handlarzy, najczęściej nic im nie grozi.
– Tego typu sprawy są najczęściej umarzane z powodu niskiej szkodliwości społecznej – twierdzi profesor Zbigniew Fijałek, szef Narodowego Instytutu Leków. Jak mówi, dzieje się tak głównie dlatego, że polskie przepisy farmaceutyczne sprzyjają nieuczciwym handlarzom oraz producentom. W naszym prawie brakuje bowiem jednoznacznego stwierdzenia, że ten, kto podrabia produkty lecznicze i wprowadza je do obrotu, podlega karze. W Polsce, zgodnie z prawem, więzieniem zagrożone jest jedynie prowadzenie bez zezwolenia apteki lub punktu aptecznego. Tymczasem większość nielegalnych internetowych „aptek” zarejestrowana jest poza Europą. Jak dużym procederem jest nielegalna sprzedaż podrobionych leków świadczą statystyki Służby Celnej. O ile w 2007 r. na polskich granicach zarekwirowano niecałe 3 tys. podróbek,to już w roku obecnym przechwycono ich kilkaset tysięcy.
– Zaczyna to być plaga i to bardzo niebezpieczna, bo trująca – ostrzega Witold Lisicki ze służby celnej, dodając, że zaistniała sytuacja sprowokowała celników do opracowania specjalnego programu komputerowego, dzięki któremu łatwiej mogą odróżnić podróbkę leku od oryginału.

Niska cena wzbudza podejrzenia

A jednak farmaceuci przyznają, że im samym odróżnienie podróbki leku od oryginału przychodzi często z wielkim trudem.
– Leki biorę zawszę z jednej hurtowni. Nigdy nie kupuję od niesprawdzonych dostawców, dlatego nawet nie muszę zastanawiać się, czy w mojej aptece mogą znajdować się podróbki – przyznaje Anna Zawadzka, farmaceutka z Krakowa. – Ale o tym, że podróbki można łatwo kupić, mówią mi sami pacjenci. Bywa, że przychodzą do apteki i pytają mnie, czy warto korzystać z takich okazji. Zawsze kategorycznie im odradzam. Jeżeli jakiś specyfik jest tańszy o kilkadziesiąt procent od ceny w aptece, to już sam ten fakt powinien wzbudzać podejrzenia – dodaje. Tymczasem, według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), ponad 60 proc. leków sprzedawanych dziś w Internecie jest fałszywych, a produkcja trefnych preparatów przynosi oszustom 75 mld dolarów zysku rocznie. Niepokojące zjawisko dostrzegła także Komisja Europejska. Z jej raportu wynika, że w Europie ilość podrabianych leków wzrosła w ubiegłym roku o 51 proc. Także w ubiegłym roku z aptek w niektórych krajach Unii Europejskiej wycofano m.in. popularne leki na schizofrenię, miażdżycę oraz znany preparat wspomagający leczenie nowotworów. Powód? Ich producenci nie mogli poradzić sobie z plagą fałszywek. Aż 40 proc. podróbek trafia na rynki krajów Unii Europejskiej ze Szwajcarii. Tam, według śledczych, istnieją najdoskonalsze laboratoria do fałszowania medykamentów. Reszta pochodzi głównie z Chin, Indii, Turcji, a nawet Jordanii.