Farmaceuta w reklamie

 7 minut

 

 

mgr farm. Marzena Pomaska
farmaceutka z Bytomia

Uważam, że wizerunek farmaceutów nie powinien być wykorzystywany w reklamach. To szkodliwe dla naszego środowiska. Pokazuje nas jako ludzi zachęcających do nabycia jakiegoś konkretnego produktu. To niebezpieczne, bo godzi w naszą obiektywność. Nasza praca polega przed wszystkim na dbaniu o zdrowie pacjenta. Jeśli prosi nas o poradę, to ma prawo oczekiwać, że podamy mu najlepszy dla niego lek, a nie ten, który jest obecnie najczęściej reklamowany. Wykorzystanie naszego wizerunku do reklamy stawia nas na równi ze sprzedawcami, którzy oferują swój towar i zachęcają do kupowania go w jak największej ilości. Reklamy mogą podważyć zaufanie, jakim darzą nas pacjenci. Miałam raz sytuację, kiedy pacjentka z nadciśnieniem wymuszała na mnie, żebym wydała jej lek, który jest często reklamowany, a jednak nie był dla niej przeznaczony. Moje tłumaczenia nic nie pomogły, pacjenta uparła się właśnie na ten i koniec. Nie sprzedałam go jej w końcu, ale jestem pewna, że poszła do najbliższego supermarketu i tam go sobie kupiła. Reklamy ogłupiają ludzi i powinny być zawody, na które nie można byłoby się powoływać przy ich realizacji. Uważam, że zawód farmaceuty jest jednym z nich.

 

mgr farm. Joanna Nowak
farmaceutka z Gdańska

W reklamach farmaceuci pokazywani są jako osoby kompetentne i służące radą przy wyborze leków. Tak jest w rzeczywistości, więc nie widzę powodów, dla których miałabym się sprzeciwiać wykorzystywaniu wizerunku farmaceuty w reklamie. Gdyby nas ośmieszano lub szydzono z naszych kompetencji, to pierwsza bym protestowała. Mało tego – uważam, że to przynosi naszemu środowisku pewne korzyści. Pokazuje, że ten człowiek za szybą w aptece nie służy jedynie do czytania recept i podawania odpowiednich medykamentów. Można się go poradzić, zapytać i można mieć pewność, że otrzyma się od niego rzetelną odpowiedź. Sama zauważyłam, że ludzie po obejrzeniu reklam przychodzą do mojej apteki i pytają, czy taki a taki lek byłby dla nich dobry, i co o tym myślę. Nie jest też tak, że pacjenci ślepo wierzą w reklamę, często konsultują w aptece swoje obawy i zastrzeżenia odnośnie konkretnego preparatu. Reklama,w której farmaceuta wstępuje w roli eksperta, sprawia, że pacjenci w rzeczywistości również postrzegają nas jako ekspertów. A o to nam przecież chodzi!

 

mgr farm. Piotr Bobrowski
farmaceuta z Warszawy

Ja w ogóle jestem przeciwny reklamowaniu leków. To, czy przy ich realizacji wykorzystywany jest wizerunek farmaceuty, czy Świętego Mikołaja, to sprawa drugorzędna. Oczywiście gorzej jest, gdy aktor grający w takiej reklamie, bo to są przecież aktorzy, podszywa się pod farmaceutę. To dodaje wiarygodności takiej bzdurnej reklamie, która pokazuje, że na przykład bez danego leku nie można normalnie funkcjonować! Że bez tabletki, maści, czy syropu nie można jechać na rowerze, nie można bawić się z dziećmi, nie można pracować. To jest chore! A na dodatek wciąga się w to wszystko farmaceutów. Leki to nie pastylki, które można łykać bez ograniczeń. Wszystkie one mają skutki uboczne. Nie jestem przeciwnikiem leków, ale należy je stosować z umiarem i po konsultacji. A w reklamach pokazane jest tylko, że jak weźmiesz dany specyfik, to nagle problem mija i już wszystko jest dobrze. A komunikat o konieczności konsultacji z lekarzem czy farmaceutą przypomina to samo „mrugnięcie okiem” stosowane przy reklamie „piwa bezalkoholowego”. Wszyscy wiedzą, że to farsa. To do lekarza i farmaceuty powinna należeć decyzja, jakie leki ma stosować pacjent. Specjaliści od marketingu nie powinni mieszać się do ordynowania leków.

 

mgr farm. Marta Rydzewska
farmaceutka z Kielc

Ludzie zdążyli się już przyzwyczaić do wszechobecnych reklam i traktują je z przymrużeniem oka. Nikt przecież poważnie nie traktuje komunikatów, które z nich płyną. Tak jest w przypadku proszku do prania, tak też jest z lekami. Nie sadzę, by ktoś poważnie traktował zapewnienia z reklamy, że oto natychmiast po użyciu jakiejś  pigułki, w cudowny sposób mija ból czy przeziębienie. Nie sądzę też, by to w jakikolwiek negatywny sposób wpływało na postrzeganie farmaceutów w rzeczywistości. Myślę, że każdy kto ma zdrowy rozsądek, potrafi rozgraniczyć prawdziwe życie i to, co widzi w telewizji. To, jak będą nas postrzegać pacjenci, zależy tylko od nas i naszego podejścia do nich. Reklamy ani nam w tym nie pomagają, ani nie przeszkadzają. Mam nadzieje, że nikt szczególnie w tak ważnych sprawach, jak zażywanie leków, nie bierze ich na serio. Ja przynajmniej nie spotkałam się z takim przypadkiem. Zazwyczaj pacjenci polegają na mojej wiedzy. Ale na to pracowałam przez 23 lata, czyli odkąd zaczęłam prowadzić swoją aptekę.

 

Piotr Jóźwiakowskiprezes
Okręgowej Izby Aptekarskiej w Krakowie

Wykorzystanie wizerunku farmaceutów w reklamie nie jest niczym nagannym i nie uważam, że należałoby z tym walczyć. Tak samo dzieje się na całym świecie. Leki reklamują osoby grające farmaceutów. Osobiście wolę, gdy przedstawiane są sytuacje w których to farmaceuta zaleca stosownie jakiegoś leku, niż np. Koleżanka. To wytwarza dobry wzorzec. Ludzie z pytaniami o to, jaki specyfik powinni używać, powinni kierować się do fachowców, a nie radzić się znajomych. Sytuacja, w której jedna osoba poleca leki drugie, bo one tej pierwszej pomogły, jest niezwykle niebezpieczna i powinna być piętnowana. Cieszę się, że obecnie tego typu reklam jest coraz mniej. Sam zresztą zauważyłem, że od kiedy zaczęto częściej wykorzystywać wizerunek aptekarzy w reklamach, zmienił się przynajmniej w naszej aptece stosunek do nas. Częściej jesteśmy pytani o radę i obdarzani większym zaufaniem. Dlatego uważam, że reklamy działają raczej na poprawienie naszego wizerunku niż na jego pogorszenie. Chyba też producenci reklam doceniają to, jak jesteśmy – jako grupa społeczna – odbierani przez pacjentów, bo coraz więcej produktów jest firmowanych naszym wizerunkiem. Oprócz leków także i kosmetyki polecają osoby podające się za farmaceutów. Mam tylko nadzieję, że nie pójdzie to za daleko i po włączeniu telewizora nie zacznie nas zalewać potok produktów polecanych przez nasze środowisko. Wtedy możemy zacząć na tym tracić. Dopóki jest to prowadzone w granicach zdrowego rozsądku, nie mam nic przeciwko.